sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 13

-Mark....-wykrztusiłam z siebie.
Lecz ten nie zareagował. Stał z miną 'zabiję Cię dziwko' i patrzył raz na mnie, raz na Ashley'a. 
-Kto to?-zapytał Purdy tak, by Mark również to słyszał.
-Mój chłopak-Gdy to powiedziałam wciąż oszołomiona, brunet lekko się zdziwił i poprawił szybkim ruchem włosy. Hmm, mogłam mu wcześniej powiedzieć.
-Były, Juliet.-Mój "były" podszedł od mnie i spoliczkował mnie. Ledwo udawało mi się powstrzymać łzy-Były.
Ash przyparł Mark'a do ściany i groził mu, że zadzwoni po policje, nie traktuje się tak dziewczyn itp. A ja, Juliet Ferguson, trzymałam dłoń na miejscu, gdzie chłopak mnie spoliczkował płacząc. 
-Nawet nie zapytasz, kto to jest?-Zrywa ze mną, bo widział mnie z innym facetem... aha. Jestem mądra, że dopiero teraz go zapytałam. 
-Gdyby Ci na mnie zależało, nie poszłabyś z nim gdziekolwiek-Zmierzył wzrokiem Ashley'a, a potem tak po prostu odszedł.
-Świnia!-Krzyknęłam w jego stronę, a potem usiadłam przy ścianie.
-Juliet....-Zaczął Ash. Po jego minie było widać, że nie wie co powiedzieć-Nie bój się. Znajdziesz lepszego. Znowu kogoś pokochasz. Pewnie Ci na nim zależało, ale...
-Nie-przerwałam mu-Nie zależało mi na nim. Nie kochałam go. Tylko na początku.-Wytarłam nos.
-Co? To dlaczego nie cieszysz się z zerwania?-W sumie, mogę mu powiedzieć, nie mam nic do stracenia. Purdy powinien wiedzieć.
-Bo gdybym z nim zerwała, nie miałabym życia w szkole-odparłam obojętnie-Reszty nie musisz wiedzieć.
-Wystarczy-Wstał z ziemi-Choć mam nadzieję, że kiedyś mi powiesz. 
-Możliwe-Również wstałam. To.. idziemy na próbę?-Nie chciałam już myśleć o Mark'u. Najlepiej, gdybyśmy jak najszybciej wyszli z tego budynku. Zastanawiało mnie jednak, dlaczego wrócił tak szybko z Londynu. Miał być tam jeszcze przez kilka dni...
-Idziemy-Po jego słowach zeszliśmy na klatkę schodową.

Andy Biersack

Chodziłem po naszej sali do prób zdenerwowany. Gdzie do cholery podziała się Juliet i ten debil Ash? Jeśli on jej coś zrobił, to go zabiję, przysięgam. Jednak jeśli ona mu coś zrobiła, to mogę oddawać jej moją pensję. Jinxx rozmawiał z kimś przez telefon, a Jake i Gilbert wprowadzał zmiany w linii melodycznej Knives and Pens. Bo nie może być, jak Andy napisał piosenkę, to oczywiste. W końcu drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wpadła zdyszana zaginiona dwójka. Cały czas się śmiali i żartowali. Próbując utrzymać normalny wyraz twarzy podszedłem do Juliet i się przywitałem. Niechętnie mi odpowiedziała, a potem wróciła do rozmowy z Purdy'm. Z nim nawet nie mam zamiaru utrzymywać kontaktu wzrokowego. Jak mnie koleś wkurwia. Zniszczył mi życie w Cinncinati, a teraz wchodzi z butami do mojej kariery kurwa mać. Z resztą nie rozumiem laski, przecież on jest od niej starszy o 6 lat! Gdybym ich nie znał i zobaczył na ulicy, oskarżyłbym Ash'a o pedofilie. Co ja bym dał, by go nie znać...W tej chwili podeszli do mnie Jake i Philip, do których dołączył Jeremy. Nie zwracałem uwagi na radosną dwójkę.
-Poprawiliśmy linię melodyczną do utworu-Wyszczerzył się Pitts.-Posłuchajcie.
Następnie gitarzysta włączył nową wersję piosenki. Nawet nie zdążyłem usłyszeć mojego głosu w pierwszej zwrotce, ponieważ Ashley wybuchnął niekontrolowanym śmiechem..
-O co Ci chodzi?-zapytałem go, a ten nadal zwijał się ze śmiechu. Gdy przestał popatrzył się na mnie żałośnie i zaczął mówić.
-Jak to o co?-zaśmiał się krótko-Czy ty siebie słyszysz? Już matka Hetfield'a lepiej śpiewa! 
-Akurat Andy mógł usłyszeć jej głos-wtrąciła się siostra Jinxx'a-Tylko jak na niego krzyczy.
Miałem dość. Nie miałem zamiaru dłużej być z nimi w tym pomieszczeniu. Wyszedłem na korytarz. Gdy szedłem słyszałem jeszcze głos Purdy'ego, jak mówił, że idę się popłakać i pociąć. 
Zamknąłem drzwi i stałem w miejscu. Juliet po raz kolejny pomogła w wyśmiewaniu mnie. Zacząłem się zastanawiać czy dobrze zrobiłem mówiąc jej tyle o sobie? Wcześniej przeprosiła lecz zrobiła to znowu. 
Gdy chciałem wejść tam znowu i wygarnąć jej wszystko, zatrzymało mnie kogoś wołanie.
-Andy!-Kobieta podleciała do mnie i mocno przytuliła.
-Mama?-Ehh no tak, dziś kończy się mój tydzień w Los Angeles...

Juliet Ferguson

Biersack wyleciał jak strzała z sali konferencyjnej, a my z Ash'em turlaliśmy się po podłodze ze śmiechu. Przyglądali mi się Jinxx i Jake. Gilbert zabijał wzrokiem Purdy'ego, po czym wziął go na słówko. Ja po ataku śmiechu siedziałam spokojnie i już chciałam wyjmować telefon, by sprawdzić FB lecz Jeremy pociągnął mnie za rękę. Już myślałam, że oszczędzą mi kazania. 
-Co masz mi do powiedzenia?-zapytał mój brat krzyżując ręce.
-Ale o co ci chodzi?
-Po raz kolejny sprawiłaś Andy'emu przykrość-zatrzymał się, jakby nie był pewien co dalej powiedzieć-Chcesz, by tak Cię zapamiętał?
-Jak to zapamiętał?-Nie wiedziałam o co mu chodzi. Tak, jakby znał jego datę śmierci....
-Zastanów się.-Jinxx był poważny-Co się stało tydzień temu?
Chwilę się zastanawiałam, po czym odpowiedziałam.
-Andy przyleciał do Los Angeles.
-A dlaczego nie chciał iść na przesłuchanie?
W momencie zrozumiałam o co chodziło cały czas Ferguson'owi. Wyleciałam jak poparzona z pomieszczenia i szukałam wzrokiem Biersack'a po korytarzu. Ani żywej duszy. Wtedy usłyszałam jakąś kobietę wymawiającą jego imię. Głos słychać było z końca korytarzu, obok schodów. Jak najszybciej biegłam przed siebie, a gdy widziałam już twarz bruneta, zawołałam.
-Ty nie możesz wyjechać!

Rozdział w dialogach. tsaaa. Nie miałam czasu na dokończenie go wcześniej. Wybaczcie.  

czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział 12

Gdy byłam już gotowa, wyszłam z pokoju i skierowałam się w kierunku drzwi wyjściowych, gdzie czekał już na mnie Ashley. Nie mam pojęcia, dlaczego chciał gdzieś ze mną wyjść i dlaczego akurat ja, no ale, nie chciałam być niemiła. W końcu gościu jest ode mnie znacząco starszy.. I muszę przyznać, nie w moim guście. Muszę pamiętać o tym, że mam chłopaka. Na szczęście nie ma go w mieście, wyjechał do Londynu. Wraca za 3 dni. Ta myśl mnie uspokoiła. Co by było, gdyby zobaczyłby mnie z innym? Mogłabym naściemniać, ze to mój kuzyn, jednak on zna moją rodzinę...Ehh. Zerwałby ze mną, nie miałabym życia w szkole, zasraniec skubany. Ale co miałam zrobić? Na początku naprawdę go kochałam i nie wstydzę się tego mówić otwarcie. Lecz gdy jego rodzice się rozwiedli i zamieszkał z ojcem, zmienił się. Nagle stał się bogatym i rozpieszczonym bachorem, który wszystkimi pomiata...
-Halo, Juliet, jesteś?-Z zamyślenia wybudził mnie głos Purdy'ego.-No w końcu. O czym myślałaś?
-Nie, o niczym-uśmiechnęłam się-To.. gdzie idziemy?
-Park odpowiada, czy wolisz iść na lody?-Ash poruszył wymownie brwiami.
-Jednak wybieram tą pierwszą opcję, muszę Cię rozczarować-odparłam i pociągnęłam go za rękę w stronę parku-Ciemno już się robi...
-Szkoda, że nie pociągnęłaś za coś innego-Stanął w miejscu i zaczął śmiać się jak głupi. Patrzyłam na niego tylko z miną: "serio?" i założyłam ręce na piersi.
Nie mówiliśmy później nic. Znaczy, on próbował mnie zagadywać, lecz ja się nie dawałam. Po chwili odpuścił i szliśmy w ciszy. Po w miarę krótkim dystansie w końcu stanęliśmy przed bramą parku i od razu do niego weszliśmy. Przy wejściu była fontanna. Usiadłam na murku wokół niej i zawołałam Ashley'a, by usiadł obok mnie. Gdy to zrobił, przeszłam do rzeczy.
-Chcesz bym pociągła?-spytałam, próbując utrzymać w miarę poważną minę. 
-Juliet, wracamy do domu-powiedział i przyłożył mi dłoń do czoła-Napalona.
Parsknęłam śmiechem.
-Chyba rozpalona, kotku-Po tych słowach znowu zaczęłam się śmiać. 
-Ale ja wiem, co powiedziałem-Zdziwiłam się i zaczęłam machać nogami.
-Chcesz bym pociągła?-Zapytałam ponownie-Rozbieraj się.
-Andy Ci nie wystarcza? Ma małego?-Popatrzył na mnie drwiąco. Nie skomentowałam tego. 
-Rozbieraj się-Wstałam i zaczęłam rozpinać jego koszulę. Facet patrzył na mnie niedowierzająco i próbował dobierać się do mojej koszulki-Najpierw ty.
Wzruszył ramionami. pozwolił mi działać.
Gdy rozpięłam w końcu tą cholerną koszulę (gdzie on ją kupił) postanowiłam się odezwać.
-Sam sobie spodnie ściągnij-odparłam obojętnie-Nie mam zamiaru użerać się z nieznanym dla mnie mechanizmem twojego paska. Gdzie ty kupujesz takie ubrania, których nie da się ściągnąć?!
-Żeby żadna niechciana laska nie pozbyła się moich ciuchów, zanim zdążę się zorientować-Uśmiechnął się głupio.
-Tia-wzruszyłam ramionami i czekałam, aż Purdy skończy. Gdy to się w końcu zdarzyło, szybkim ruchem zabrałam koszulę i dolną część garderoby bruneta i pobiegłam przed siebie. Ten nie ogarniał co się dzieje i stał w miejscu. Po chwili jednak zaczął za mną biegnąć w samej bieliźnie, haha. Z trudem powstrzymywałam się od śmiechu podczas sprintu. Park był pusty, a ponieważ było już po 22, niebo miało ciemny odcień. Już myślałam, że mnie nie dogoni, gdy w najmniej oczekiwanym momencie potknęłam się o jakiś kamień. Nie mogłam się podnieść. Ashley był jeszcze daleko. Skorzystałam z okazji i wrzuciłam jego ubrania na najniższą gałąź drzewa, przy którym leżałam. Było ciemno, a ponieważ Ash'a ciuchy również były ciemne, były ledwo widoczne. Te dureń w końcu mnie dogonił i wkurzony stanął przede mną. Założył ręce na piersi.
-Co ty znowu wymyśliłaś?!
Nic nie odpowiedziałam, tylko parsknęłam śmiechem po raz kolejny. Lecz nie tak donośnie jak wcześniej. Bolała mnie kostka, wręcz cholernie.
-Jejku, co sobie zrobiłaś?-Pochylił się nade mną.
-Nic-Próbowałam wstać, bez skutku.
-Jak to nic?! Dziewczyno, mogłaś ją złamać!-Wskazał na moją nogę.
-Nic mi nie jest. Tylko... Pomóż mi wstać.
Purdy podał mi rękę, dzięki czemu znowu stałam na nogach. Znaczy, nie do końca... Chłopak pomagał mi iść. Po dobrej godzinie wolnego marszu, gdy byliśmy już przy bramie wyjściowej, przypomniał sobie o swoich ubraniach. Oboje się roześmialiśmy (po raz setny, ale to szczegół) i wróciliśmy do miejsca mojego wypadku. Pomógł mi usiąść na ławce, a potem się ubrał. Było już po północy...  
Zmęczeni pokonaliśmy kolejny raz tą samą drogę. Już zapamiętałam, gdzie jaki kamień leży, naprawdę. Zadzwoniliśmy po taksówkę całodobową, która w trymiga przyjechała pod sam park. Jeszcze wcześniej Ash miał do mnie pretensje, co ja zrobiłam, to przeze mnie itp. Ale atmosfera była luźna. Nawet go polubiłam. Nawet.
Najpierw taksówkarz podjechał pod mój dom. Pożegnałam się z chłopakiem, zapłaciłam kierowcy i jakoś doszłam do domu z pomocą Jinxx'a. Zapomniałam, że dziś nocował w domu.. O dziwo się nie czepiał. Dzień dobroci dla Juliet czy wygrał w totka? Odprowadził mnie do pokoju i padnięta postanowiłam się położyć. Byłam tak strasznie zmęczona, że zasnęłam od razu.

Jeremy Ferguson 
 *4 godziny wcześniej* 

-Jeremy, jak dobrze, że jesteś!-Z kuchni słychać było głos mamy.
-Co się stało?-Chciałem wiedzieć, dlaczego już kilka dni temu planowała mnie akurat dziś ściągnąć do domu. 
-Porozmawiajmy. Usiądź.-Zrobiłem, jak kobieta powiedziała i założyłem nogę na nogę.-Musimy znaleźć Juju faceta.
-Ale... Ona ma chłopaka-Dostanę po ryju od siostry, ale czego się nie robi dla rodziców-Mark'a. 
-Ale ja o tym wiem-powiedziała obojętnie, na co ja się lekko zdziwiłem-On mi nie pasuje. Rozwydrzony bachor. Jaki twoim zdaniem powinien być idealny wybranek dla Juliet?
-Moim zdaniem to ona powinna wybrać sercem. Nie możemy decydować, z kim ma się związać. 
-Jeremy, co ty taki teraz nagle mądry?-zaśmiała się-Odpowiedz na moje pytanie.
-Mamo....-spojrzałem na nią kątem oka-Eh. Powinien słuchać tego co ona, musi być brunetem, bo ona blondynów nie cierpi, starszy, by mi kurdupli do domu nie przyprowadzała. Tyle-Wyliczałem na palcach.
-I ma mieć świadectwo z czerwonym paskiem-powiedziała dumnie.
-Tak, to też..-Przyznałem jej racje-Ale mamo, niech ona sobie sama wybierze chłopaka...
-Nie ma mowy-Odparła i wyszła z kuchni. Siedziałem przez chwilkę z miną: "WTF?!", a później sięgnąłem po kubek, by napić się kawy.
  
 Juliet Ferguson 

Rano zbudziły mnie promyki słońca, które przedzierały się przez szybę. Ehh, nienawidzę tej pory roku! Próbowałam leżeć jeszcze przez chwilkę, lecz po prostu się nie dało. Wkurzona wstałam i rozpuściłam loki z kucyka. Kilka razy ziewnęłam i raczyłam się ruszyć do szafy. Po dość długim namyśle zdecydowałam się na spódniczkę w kwiaty, koszulkę Mettaliki i zwykłe, czarne trampki. Włosy spięłam w luźny kok i udałam się do łazienki zrobić makijaż. Zazwyczaj nie maluję się mocno i dlatego musnęłam rzęsy tuszem, i usta pomalowałam różową pomadką. 
Gdy wykonałam już wszystkie poranne czynności postanowiłam zjeść śniadanie. Zrobiłam sobie zwykłą kanapkę z dżemem truskawkowym i napiłam się soku jabłkowego. Przywitałam się z Jeremy'm oraz rodzicami. Zachowywali się dziś dziwnie, no ale, ok. Gdy tylko chciałam coś powiedzieć bratu, ten śmiał się ze mnie i cały czas patrzył na mamę. Czasem go nie rozumiem....
Skoro nie dało się normalnie porozmawiać z Jinxx'em, wzięłam torebkę i postanowiłam, że pieszo pójdę do Andy'ego i Jake'a. Jinxx niech się piepszy, ma samochód, do niczego nie jestem mu potrzebna. Wyszłam z domu i skierowałam się w stronę pobliskich bloków, gdzie mieszkał Ashley. Miałam po niego przyjść na próbę. Jego mieszkanie znajdowało się tam, gdzie Mark'a. Kurwa. Ale mam szczęście, że jeszcze go nie ma w USA. Szybko wjechałam windą na czwarte piętro i gdy odnalazłam mieszkanie numer sześć, zapukałam do drzwi. Od razu otworzył mi gotowy do wyjścia Ash. Następnie oznajmił, że możemy ruszać. Wtedy drzwi mieszkania obok się otworzyły....
~~~
Patrzcie! Rozdział.
Nie miałam wcześniej czasu, przepraszam.
Myślę, że wszyscy już się domyślili, kto otworzył te drzwi, jednak chciałam utrzymać sytuację w napięciu.
Cóż, nie wyszło....

niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 11

ASH I ANDY NIE SĄ W TEJ SAMEJ KLASIE! Już wyjaśniam, zapomniałam na początku xd Purdy robi praktyki czy jak to tam w klasie Andsa. Był w ławce, ponieważ wtedy pani im coś tłumaczyła.

Andy Biersack

Chciałem się wycofać i po cichu wyjść z sali konferencyjnej, lecz gdy próbowałem to zrobić Ashley mnie zauważył i korzystając z zamieszania, przyparł do ściany. Nienawidzę chuja, ale kogo to obchodzi?
-Rodzice wiedzą o twojej małej przeprowadzce?-popatrzył się na mnie drwiąco.
Chciałem coś odpowiedzieć, ale reszta nas zauważyła. Ash uratował sytuację i coś im na ściemniał, a mnie czekała miła pogadanka z jakąś starą babą i wokalistą oraz gitarzystą Metallicy. Nieźle się ustawiłem, nie ma co. Niechętnie podszedłem do matki James'a i zacząłem rozmowę.
-Przepraszam za to...Szukałem koleżanki-W tej chwili Juliet tylko żałośnie na mnie popatrzyła i wróciła do rozmowy z wokalistą. Zaraz, to oni ze sobą rozmawiają?!
-Co ty młodzieńcze sobie myślisz!-Gdyby wzrok umiał zabijać, dawno bym leżał trupem-Podglądać dziewczyny! I jeszcze seniorów! Nie wychowali Cię?! Jak widać w tym wieku dżentelmena ze świecą szukać!
Trochę mnie to rozbawiło i z trudem powstrzymywałem się od śmiechu. Myślałem, że mi Hetfield coś uszkodzi, a jednak musiałem wysłuchiwać tylko gadanie jego matki. Diabeł nie taki straszny, jak go malują. 
Kobieta zdenerwowana zatrzasnęła drzwi i wyszła z pomieszczenia, a za nią powlókł się jej syn. Pożegnał się jeszcze z każdym oprócz mnie. Posłał mi groźne spojrzenie i wrócił do matki. 




Juliet Ferguson 

 Gdy tylko James zamknął za sobą drzwi podszedł do mnie ten siostrzeniec Gilberta, nie wiem jak mu tam. Wyglądał na trochę starszego ode mnie. Miał długie, czarne włosy, brązowe oczy i szczupłą sylwetkę. Zalatywało mi Pocahontas....
-Hej, jestem Ashley-chłopak oparł się o ścianę.
-Spierdalaj-Popatrzyłam na niego drwiąco i chciałam odejść, lecz mnie zatrzymał, przez co wylałam kubek z herbatą na swoją sukienkę.-Co robisz idioto!
-Porozmawiajmy-Schował ręce do kieszeni-Chodź na korytarz.
Nie chciałam, by mnie męczył, więc zgodziłam się. Jinxx'owi powiedziałam, że idę do toalety i zaraz wracam. Po chwili znajdowaliśmy się w wcześniej wymienionym pomieszczeniu. Próbowałam zmyć napój papierem i wodą, lecz było jeszcze gorzej. Zdenerwowana kazałam mu przejść do rzeczy.
-Co tu robi emosek?-zapytał.
-Kto?-zdziwiłam się.
-No Biersack-wzruszył ramionami-Robiłem praktyki w jego klasie.
-Rozwija karierę, a tobie nic do tego!-Wtedy przypomniałam sobie, że jesteśmy skłóceni. Wykorzystałam sytuację, by odegrać się na Andy'm..-Producent go wyśmiał, a ten zrobił aferę. 
-Tnie się nadal?-zapytał zaciekawiony.
-No, a jak-zaśmiałam się. To nie była prawda. Biersack nigdy się nie ciął, tylko, ponieważ miał styl podobny do emo, wszyscy myśleli, że to robi. 
-Zwierza ci się?-Jak widać, sam był rozbawiony.
-Kiedyś mi coś mówił o swojej rodzinie i miejscu zamieszkania, tyle-zmieniłam postawę, bo było mi niewygodnie-Pewnie ciekawy jesteś, skąd wiem, że się okalecza. Widziałam w jego łazience zakrwawioną żyletkę, myślę, ze to nie od golenia.
-Gdyby on miał jeszcze co golić-oboje wybuchnęliśmy śmiechem-Dobra, wracajmy.
Po tych słowach właśnie tak zrobiliśmy. Ash nie był taki zły, jak z opowiadań Andsa. Przynajmniej tak mi się wydaję. Gdy weszliśmy do sali konferencyjnej wszystkie spojrzenia były skierowane na naszą dwójkę. Andrew podszedł do mnie, zmierzył wzrokiem od góry do dołu i zaczął przesłuchanie. Co ja takiego zrobiłam? Tylko wyszłam porozmawiać z nowym członkiem zespołu.
-Czemu z nim poszłaś?!-Był naprawdę wkurzony.
-Nie decydujesz, co mam robić.-Chciałam pójść do brata, lecz ten mnie zatrzymał. Kolejny.
-Ja Cię tylko ostrzegam. Ashley to zły człowiek.-Mówił to bardzo poważnie, a ja zaczęłam się śmiać.
-A co, może nie chciał Ci pożyczyć czegoś ostrego?-W tej chwili zamilkł. Odszedł do Jake'a, zostawiając mnie samą. Zrozumiałam, że go tym uraziłam. Ale co miałam teraz zrobić?! Przyznać się, że naściemniałam Purdy'emu?! Nigdy.

W drodze powrotnej tylko Jake i Jinxx kipieli radością. Cały czas żartowali i się śmiali. Lecz ja i Andy siedzieliśmy cicho, jak mysz po miotłą. Mój kochany braciszek ani jego kolega nawet nie zauważyli, że jest z nami coś nie tak. Puścili w radiu jakąś tam płytę Kiss i podśpiewywali. Próbowałam ich uciszyć, ale się nie dało! Co im Gilbert nagadał, że są tak szczęśliwi? Postanowiłam się zapytać.
-"Knives and pens" ma już 10000 wyświetleń!-oznajmił ucieszony Pitts.
-I to jest powód waszej radości?-Zmierzyłam ich wzrokiem.
-Tak-odpowiedzieli chórem i wrócili do śpiewania. Jeremy, proszę, naucz się, zanim coś zaczniesz robić...


Gdy w końcu chłopcy odwieźli mnie do domu postanowiłam zaszyć się w swoim pokoju. Włączyć muzykę i przeglądać Facebooka, popijając herbatą. Ooo tak. Ale oczywiście u mnie tak się nie da. Ktoś zadzwonił do drzwi, a ponieważ byłam sama w domu otworzyć musiałam ja. W pośpiechu, by mieć więcej czasu dla siebie podeszłam do wejścia. Ku mojemu zdziwieniu stał tam Ashley. Skąd on miał mój adres?! nie zdążyłam zapytać, bo do razu zaczął mówić. 
-Uprzedzam, twój adres dał mi Jeremy-uśmiechnął się-Mam propozycję. Pójdziemy gdzieś? Mamy razem pracować, więc może się trochę poznamy?
-Nie lubię mówić o sobie.
-To ja będę opowiadał. No, zgódź się! Przecież to nie jest propozycja seksu-zaśmiał się i poruszył brwiami.
-Mam taką nadzieję. To czekaj, ogarnę się-Po tych słowach poszłam do łazienki, by poprawić makijaż.


Więc o to kolejny rozdział. Zaczęłam go we wtorek, jednak kompletnie nie miałam weny i dokończyłam dzisiaj. Kto czyta komentuje!