Andy Biersack
Otworzyłem oczy i po przyzwyczajeniu się do światła dziennego od razu włączyłem telefon, by sprawdzić która godzina. Jest 12:00, a rodzice pewnie pomyśleli, że poszedłem do szkoły. Dobrze, że są w pracy, bo miałbym przejebane. Tak czy inaczej wstałem i przebrałem się z piżamy w ubranie codzienne. Zszedłem na dół, by zrobić sobie śniadanie. Jednak w lodówce nic nie było. Rozczarowany przepatrzyłem jeszcze szafki, lecz tam również pustki. Burczało mi w brzuchu, więc nie mogłem po prostu tak nic nie jeść, poza tym, jak nie zjem śniadania to mdleje. Tak już mam. Wyszedłem z domu i skierowałem się do pobliskiego sklepu. Po drodze mijałem wielu ludzi, w tym wyzywających mnie od "Emo", pedała itp. Omijałem ich. Nie mam zamiaru przejmować się zwykłymi nietolerancyjnymi dupkami i potem myśleć nad sensem mojego życia. Oj nie, już nie. Z tych przemyśleń wyrwał mnie głos jednego z sąsiadów witających się ze mną. Dzięki niemu nie wpadłem też w latarnię. Rada na przyszłość: Nie zamyślaj się na chodniku. W końcu widać było cel mojego spaceru. Otworzyłem drzwi do sklepu, wziąłem koszyk i podszedłem do alei z pieczywem. Postanowiłem, że kupię kilka bułek, jakiś ser, masło i ketchup, ponieważ tyle wystarczy mi, by przetrwać. Gdy już byłem prawie przy kasie, rozpoznałem znajomą twarz. To był Jake! Od razu podbiegłem do niego i się przywitałem.
-Cześć Jake!
-O, hej młody-odpowiedział
-Słyszałem, że wyjeżdżasz do Los Angeles...-zrobiło mi się smutno, ale cóż, to jego decyzja co robi ze swoim życiem-to prawda?
-Tak-uśmiechnął się-Spodobałem się pewnemu studiu nagraniowym i już za dwa dni mnie nie ma.
Wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł.
-A o której wylatujesz?-zapytałem starszego kolegę
-O 5:50, by być już koło południa w LA-kolejka do kasy się przesunęła, więc Jake podszedł trochę bliżej-A co Cię to tak ciekawi?
-Tylko tak się pytam. A teraz nie zajmuję Ci czasu, twoja kolej do zapłaty.
-Ok, to do zobaczenia, gdy znowu tu wrócę-uśmiechnął się i wyłożył swoje zakupy na ladę.
Potem od razu wsiadł w nadjeżdżający autobus.
Zapłaciłem za swoje śniadanie i tą samą drogą wróciłem do domu. Nieźle, nie było mnie godzinę. Po drodze spotkałem Asha. No proszę, to chyba dzień "przywitaj się z Andy'm". Czemu akurat on?
-No proszę, proszę, kogo tu mamy-popatrzył się na mnie dziwnie-A czemu pana nie było w szkole? Szedłeś po nową żyletkę?
-Tak, by przejechać Ci po ryju-odpowiedziałem. Nie miałem zamiaru dłużej tam stać i zignorowałem jego kolejne riposty.
Po 20 minutach byłem w mieszkaniu. Jak się okazało, wróciła również mama. Nie chciałem z nią rozmawiać. Od razu po cichu pobiegłem do mojego pokoju. Ciche biegnięcie, chyba tylko ja tak umiem.
Przeliczyłem pieniądze w portfelu, rozwaliłem skarbonkę oraz przeszukałem każdy kąt w mojej sypialni, od drzwi do ściany pod oknem. Udało mi się zebrać 1200 dolarów. Sam nie wiedziałem, że mam tyle kasy w jednym, małym pokoju.
Wziąłem długopis i napisałem coś na kartce. Następnie zbędnie porozwalałem ubrania w szafie, ponieważ nie było nigdzie mojej torby i walizek. Więc zabrałem je rodzicom, nie dowiedzą się. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy od odzieży do środków czystości, jakimś cudem udało mi się to wszystko upchać. Usiadłem na łóżku, by ochłonąć. Dla mnie pakowanie się to nie lada wyczynek. Dobra Biersack, jednak jesteś dziwny. Napiłem się wody i akurat w tym momencie mama zawołała mnie na obiad. Więc zeszedłem na dół po schodach. Po posiłku dokończę mój plan.
-Cześć Jake!
-O, hej młody-odpowiedział
-Słyszałem, że wyjeżdżasz do Los Angeles...-zrobiło mi się smutno, ale cóż, to jego decyzja co robi ze swoim życiem-to prawda?
-Tak-uśmiechnął się-Spodobałem się pewnemu studiu nagraniowym i już za dwa dni mnie nie ma.
Wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł.
-A o której wylatujesz?-zapytałem starszego kolegę
-O 5:50, by być już koło południa w LA-kolejka do kasy się przesunęła, więc Jake podszedł trochę bliżej-A co Cię to tak ciekawi?
-Tylko tak się pytam. A teraz nie zajmuję Ci czasu, twoja kolej do zapłaty.
-Ok, to do zobaczenia, gdy znowu tu wrócę-uśmiechnął się i wyłożył swoje zakupy na ladę.
Potem od razu wsiadł w nadjeżdżający autobus.
Zapłaciłem za swoje śniadanie i tą samą drogą wróciłem do domu. Nieźle, nie było mnie godzinę. Po drodze spotkałem Asha. No proszę, to chyba dzień "przywitaj się z Andy'm". Czemu akurat on?
-No proszę, proszę, kogo tu mamy-popatrzył się na mnie dziwnie-A czemu pana nie było w szkole? Szedłeś po nową żyletkę?
-Tak, by przejechać Ci po ryju-odpowiedziałem. Nie miałem zamiaru dłużej tam stać i zignorowałem jego kolejne riposty.
Po 20 minutach byłem w mieszkaniu. Jak się okazało, wróciła również mama. Nie chciałem z nią rozmawiać. Od razu po cichu pobiegłem do mojego pokoju. Ciche biegnięcie, chyba tylko ja tak umiem.
Przeliczyłem pieniądze w portfelu, rozwaliłem skarbonkę oraz przeszukałem każdy kąt w mojej sypialni, od drzwi do ściany pod oknem. Udało mi się zebrać 1200 dolarów. Sam nie wiedziałem, że mam tyle kasy w jednym, małym pokoju.
Wziąłem długopis i napisałem coś na kartce. Następnie zbędnie porozwalałem ubrania w szafie, ponieważ nie było nigdzie mojej torby i walizek. Więc zabrałem je rodzicom, nie dowiedzą się. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy od odzieży do środków czystości, jakimś cudem udało mi się to wszystko upchać. Usiadłem na łóżku, by ochłonąć. Dla mnie pakowanie się to nie lada wyczynek. Dobra Biersack, jednak jesteś dziwny. Napiłem się wody i akurat w tym momencie mama zawołała mnie na obiad. Więc zeszedłem na dół po schodach. Po posiłku dokończę mój plan.
~~~
Przepraszam, że krótki, ale szczerze mówiąc, nie chciało mi się xd Wczoraj miałam wenę i trochę jej na dziś zostało. Po raz już drugi dziękuję za (znowu) 5 komentarzy! Wiem, że wszystko tak na kupę, no ale już mam taki styl pisania ;p